Sytuacja w sadownictwie jest wciąż daleka od oczekiwań. Wydawać by się mogło, że szanse na jej poprawę z miesiąca na miesiąc maleją...
Jest pierwsza połowa marca i ceny nie wzrastają. Niestety realizuje się scenariusz, który latem przewidywaliśmy. Wysokie zbiory w naszym kraju i w całej Europie - w tym szczególnie wschodniej- zmniejszyły nasze szanse eksportowe. Wszyscy dookoła mieli wyższe niż w poprzednich sezonach plony i w pierwszej kolejności zagospodarowują to, co urosło w ich własnych sadach. Nie mają potrzeby importować z Polski. Dane za minione miesiące pokazują, że największym kupcem naszych jabłek był odległy Egipt. Sprzedajemy też sporo do Jordanii i Indii. Kiedyś w ogóle tam nie wysyłaliśmy. Eksport do Rosji praktycznie nie istnieje.
Czy można powiedzieć, ze sadownicy w dalszym ciągu płaca wysoka cenę za rosyjskie embargo? Jest to kolejny trudny dla nich rok.
Jesteśmy tymi, którzy płacą najwyższą cenę za polityczny unijno- rosyjsko- ukraiński konflikt. Embargo ma podwójnie zły skutek. Po pierwsze nie możemy nadal sprzedawać bezpośrednio, a po drugie niezmiernie dynamicznie rozwija się produkcja sadownicza w Rosji i krajach z nią współpracujących, a więc zakazem nie objętych - Białorusi, Mołdawii, Serbii i w samej Rosji. Obrazem błędnej polityki w tym zakresie jest to, że Polska w roku ubiegłym zaimportowała z Federacji Rosyjskiej ponad 13 mln ton węgla, a nie sprzedała bezpośrednio tam nawet kilograma jabłek.
Sadownictwo skończyło się w takiej formule jak kiedyś?
Coraz bliższy jestem przekonania, że rynek rosyjski straciliśmy już bezpowrotnie. Może jeszcze byłaby szansa na powrót handlu, ale nic nie wskazuje, że wzajemne relację wrócą do normalności, co jest warunkiem zniesienia zakazu. Uważam więc, że sadownictwo sprzed sierpnia 2014 roku szybko przechodzi do historii.
Co można poradzić sadownikom którzy całe swoje życie zajmują się produkcja jabłek a dzisiaj ledwo wiążą koniec z końcem?
W szybkiej perspektywie (w tym sezonie) będzie niestety źle. Z dnia na dzień nie poprawi się. Może, gdyby zastosowano się do naszego postulatu z letnich protestów i „zdjęto” z rynku 500 tys. ton jabłek z przeznaczeniem na cele energetyczne sytuacja byłaby lepsza. Jednak władza nas nie posłuchała, rynek się załamał i tylko jesienny wczesny mróz i akcja interwencji skupowej nieco zahamowały całkowitą zapaść. Niewątpliwie musimy zmienić naszą ofertę eksportową z uwzględnieniem oczekiwań dalszych i bardziej wymagających rynków. Sukces Egiptu pokazuje, że jednak można sporo sprzedawać na egzotyczne dotąd dla nas rynki.
Czy Widzi Pan jakieś rozwiązanie? Dopłaty do karczowania sadów byłyby wyjściem z sytuacji?
Nasz kolejny postulat, czyli dopłaty do karczowania starych niedochodowych sadów ma na celu ograniczenie podaży jabłek niskiej jakości, które niejako psują ceny. To jednak tylko jeden z elementów strategii. Przede wszystkim musimy zwiększyć naszą ekspansję eksportować, kontynuować akcje promocyjne, udział w targach i „otwieranie” nowych krajów. Tylko eksport może nam pomóc osiągać lepsze ceny. Musi też bezwzględnie poprawić się współpraca podmiotów handlowych, w tym grup, bo dzisiejsza polsko- polska konkurencja niszczy nas wszystkich - sadowników i samych eksporterów.
Aneta Gwara-Tarczyńska
sadyogrody.pl