Dyskusję o problemach i wyzwaniach polskiego rolnictwa prowadził dziekan Wydziału Ekonomii i Zarządzania Uniwersytetu Białostockiego prof. Henryk Wnorowski. W rozmowie
Andrzej Remisiewicz, Krajowy Mistrz Agroligi z 2011 r., podkreślił, że Podlasie to kraina mlekiem i miodem płynąca. Ale nie brak tu również wielu poważnych problemów, których rozwiązanie utrudnia brak silnej reprezentacji rolników. Dzięki odważnym i mądrym decyzjom powstało wiele firm, prężnych gospodarstw czy ciekawych inicjatyw. Ale wciąż brakuje wsparcia i pomysłu jak zjednoczyć polską wieś, przedsiębiorców i samorządy. „Ile jeszcze biedy musi być na polskiej wsi, żebyśmy zaczęli razem działać? Dziś w Białymstoku odbywa się Kongres Rolnictwa z udziałem premiera Pawlaka. Czemu nie ma tu tłumu rolników? Czy nie interesuje nas przyszłość? A może już osiągnęliśmy taki dobrobyt?” - pytał retorycznie Remisiewicz. I apelował do samorządowców, aby wkładali dużo serca i zaangażowania w codzienną pracę na rzecz wsi, a nie jedynie przed wyborami.
Barbara Groele z KUPS podkreślała, że to od samych rolników w dużej mierze zależy kondycja sektora. „Inicjatywa musi być oddolna. Jak najczęściej powinniśmy spotykać się w szerokim gronie, rozmawiać o problemach, stworzyć jednolity i silny głos branży”.
Województwo podlaskie słynie z prężnego mleczarstwa, które obecnie przeżywa problemy związane z rosyjskim embargiem, a także przekroczeniem kwot mlecznych. „W naszej branży to my, rolnicy, jesteśmy właścicielami zakładów produkcyjnych. Tyle, że tych zakładów jest zdecydowanie za dużo. Konsolidacja pozwoliłaby nam stworzyć jeden front w rozmowach z sieciami handlowymi czy władzami. Dzięki niej możemy zyskać większą stabilność” – zasygnalizował Jan Zawadzki, właściciel jednej z najnowocześniejszych obór w Europie, przewodniczący Rady Nadzorczej SM Mlekpol z Grajewa. Hodowca dodał, że jego spółdzielnia przejęła 13 zakładów, co oczywiście niosło ze sobą duże koszty, ale dziś gwarantuje dużą stabilność. Spółdzielnia dziennie przerabia 4 mln l mleka i oferuje swoim dostawcom najwyższe stawki za surowiec.
Zawadzki odniósł się także do problemu związanego z przekroczeniem kwot mlecznych. „Polscy rolnicy z pewnością zapłacą kary za przekroczenie kwot. Prognozuje się, że będą one w wysokości 1 zł lub więcej. I niestety zapłacą je ci, którzy inwestowali w rozwój. Kary w połączeniu z ratami kredytów i niestabilną sytuacją rynkową mogą doprowadzić do bankructwa wielu gospodarstw”.
Obecnie bodaj najważniejszym problemem, jaki dotknął województwo jest wystąpienie wirusa ASF i duża populacja dzików. „Trzoda jako pierwszy kierunek produkcji rolniczej odczuła rosyjskie embargo. A do tego mamy jeszcze ASF. Dziki, które ten wirus roznoszą, mają obecnie bardzo dużą populację. Zagrażają nie tylko nam, ale także hodowcom bydła (niszczą użytki zielone) i rolnikom uprawiającym kukurydzę” – zasygnalizował hodowca Adam Kochański.
Bożena Jelska – Jarosz zaalarmowała, że hodowcy z Podlasia zostali pozostawieni samym sobie. „W Warszawie nie chcą nawet wierzyć, że nasza sytuacja jest tak tragiczna. Obiecano nam rekompensaty do końca roku, ale Bruksela stwierdziła, że będzie to stymulowało hodowlę trzody w strefie czerwonej. Nie dano nam także zapowiadanych pieniędzy na bioasekurację. Obiecano polowania zbiorowe na dziki, ale nic się w tym kierunku nie robi. Żądamy pomocy w walce z ASF! Ta pomoc musi przyjść z instytucji centralnych, samorząd wojewódzki nie jest już w stanie poradzić sobie z taką skalą problemu”.
Rolnicy retorycznie pytali dlaczego państwo, prawny właściciel dzików, nie walczy z wirusem afrykańskiego pomoru świń. Dlaczego każe utylizować świnie, skoro to nie one roznoszą wirusa. Niestety odpowiedź na te pytania była niemożliwa, a konkluzja nie napawała optymizmem – nikt rolnikom nie pomoże, dopóki oni sami tego nie zrobią.
Jednocześnie rolnicy głosem Andrzeja Remisiewicza zaapelowali do władz lokalnych i przedstawicieli instytucji związanych z rolnictwem o zorganizowanie roboczego spotkania, na którym możliwe byłoby znalezienie wyjścia z tej dramatycznej sytuacji.